Polski sektor motoryzacyjny boryka się w tym roku z wyzwaniami, które mogą przynieść zarówno zmierzenie z trudnościami, jak i szanse na transformację. Pomimo zapowiedzi zamknięcia trzech krajowych fabryk motoryzacyjnych w 2021 roku, eksperci zauważają, że sytuacja nie jest tak mroczna, jak mogłoby się wydawać. Wszystko to za sprawą planowanego przez Unię Europejską przejścia do pojazdów zeroemisyjnych.
Choć była premier, Beata Szydło, sugerowała „zmierzch polskiego przemysłu motoryzacyjnego”, mając na myśli likwidację zakładów produkujących silniki spalinowe oraz autobusy, to eksperci podchodzą do tych doniesień z większym dystansem. Zdaniem specjalistów, chociaż konfrontowanie się z nowymi wyzwaniami jest nieuniknione, przemiany mogą okazać się korzystne dla polskiej motoryzacji.
Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego, przewiduje fundamentalne zmiany w krajobrazie przemysłu motoryzacyjnego. Zwraca uwagę na zanikanie zakładów produkujących komponenty dedykowane wyłącznie do pojazdów konwencjonalnych, takie jak silniki spalinowe czy tłumiki. Zamiast nich, pojawiać się mają nowe fabryki związane z elektromobilnością, tworząc nowe miejsca pracy i wymagające nowych umiejętności.
Grzegorz Pietrzykowski z Krajowej Sekcji Przemysłu Motoryzacyjnego NSZZ „Solidarność” podkreśla jednak, że przemysł motoryzacyjny w Polsce oparty jest głównie na produkcji części, której potrzeba jest o około 30 procent mniejsza w przypadku samochodów elektrycznych. W efekcie, prawdopodobne jest zagrożenie dla około 30 procent miejsc pracy w branży, co może dotyczyć nawet 500 tysięcy etatów.
Mimo to, zmiana paradygmatu na produkcję samochodów elektrycznych ma szansę okazać się korzystna dla polskiego sektora motoryzacyjnego.